Białoruś: Mińsk (2010) część 1

Mińsk Białoruś

BIAŁORUŚ

Waluta: rubel białoruski (1 PLN = 4482.56 BYR)
Język: rosyjski, białoruski
Kraj nienależący do UE – wymagana wiza
Co kupić na pamiątkę: suszone kalmary, słodycze, wódkę na ziołach, wyroby z lnu

Podróż

Rodzina i znajomi próbowali odciągnąć mnie od pomysłu miesięcznego wyjazdu na Białoruś. Był to gorący okres przed wyborami prezydenckimi, kiedy, przynajmniej jak głosiły polskie media, nasilały się protesty i zamieszki na ulicach. Dla mnie jednak była to wielka szansa na poznanie innej, bliskiej memu sercu kultury, a także okazja do zebrania dobrych materiałów na pracę magisterską. Wymiana studencka dałaby mi możliwość zdobycia kilku literackich pozycji, o które ciężko było w Słupsku, a Narodowa Biblioteka w Mińsku kusiła bogactwem zbiorów. Wiedziałam, że muszę jechać! No i pojechałam.

Wyruszyliśmy 8 listopada 2010 roku. Grupa wyjazdowa liczyła 6 studentów: 5 dziewczyn i jednego chłopaka – wszyscy dobrze się znaliśmy, bo byliśmy z jednego kierunku studiów. Opiekunem wyjazdu była wykładowczyni naszej Akademii, więc czuliśmy się pewnie i bezpiecznie.

Z Warszawy mieliśmy bezpośredni przejazd do Mińska. Już przy samym wejściu byliśmy bardzo zaskoczeni aranżacją wnętrza pociągu. Na podłogach położono dywany o staroświeckim ornamencie, w szczelnie zamkniętych oknach powieszono sztuczne kwiaty. Okna te pozbawione zostały klamek, więc w żaden sposób nie można było ich otworzyć. Były na stałe zamknięte przed nadchodzącą zimą. Wyglądało to, jakby ktoś na siłę chciał stworzyć domowy klimat. Miało być ciepło i przytulnie – wyszedł zaduch i okropny kicz.

Mińsk Białoruś

Rozpakowaliśmy część rzeczy na łóżkach w naszym wagonie. W międzyczasie wykładowczyni zwróciła nam szeptem uwagę, aby uważać na wypowiadane słowa. Nie tylko w pociągu, ale wszędzie –„Bo ściany mają uszy i nigdy nic nie wiadomo”. A KGB do tej pory ma się na Białorusi świetnie. W tym momencie po raz pierwszy poczułam niepokój, lecz mój strach nasilił się podczas kontroli paszportowej, gdy wypytywano nas szorstkim, nieprzyjemnym tonem o to, kim jesteśmy i jaki jest cel naszej podróży. Pracownicy kontroli granicznej zabrali nasze paszporty i zniknęli z naszych przerażonych oczu. Dostaliśmy je z powrotem po dłuższej chwili już opieczętowane*.

Podczas naszego snu zmieniano podwozie pociągu – tory na Białorusi, podobnie jak rosyjskie, są szersze niż te w zachodniej Europie. Założenie było proste – inna szerokość torów miała utrudnić wjazd na terytorium państwa. Ciekawsza teoria głosi, że gdy budowano całą infrastrukturę kolejową, kierownik budowy zapytał się cara, czy tory mają być szersze, na co car odpowiedział „Na chuj szersze”. No to zrobili szersze o parametr przyrodzenia cara. 🙂 Przy zmianie podwozia podnoszony jest cały pociąg z pasażerami w środku. Niestety ta przesiadka na szersze tory odbywała się późno w nocy i przespaliśmy to widowisko.

A miało być tak pięknie

W Mińsku czekały na nas nasze koleżanki, które przyjechały na wymianę studencką do Słupska wiosną. Teraz to one były naszymi gospodyniami i przyjęły sobie za punkt honoru dostarczyć nas bezpiecznie do akademika.

Nasz akademik był dla nas wielkim zaskoczeniem. I dość nieprzyjemnym. Był to stary, toporny budynek postawiony i wciąż tkwiący swoim stylem w latach świetności radzieckiego ustroju. Administratorka zaprowadziła nas do naszych kwater. Gdy otworzyła drzwi pokoju, stanęłyśmy jak wryte. Trafił mi się ciasny pokój trzyosobowy ze starą brzydką tapetą oraz starymi meblami pamiętającymi być może i cara.

Mińsk Białoruś

Rozgościliśmy się w klicie i zapytaliśmy o internet. Była to dla nas najistotniejsza kwestia – musieliśmy przecież jakoś dawać znać naszym rodzinom, że nikt nie zaciułał nas na ulicach Mińska za naszą polskość. Okazało się, że w całym budynku nie było internetu. Zamurowało nas. Administratorka wyszła, aby zaprowadzić pozostałe osoby do ich pokoi, a my w ciszy wypakowywałyśmy swoje rzeczy. Wstałam i poszłam do łazienki, która, jak poinstruowała nas administratorka, znajdowała się na końcu korytarza – jedna na całe piętro. Minęłam jakiegoś pana-technicznego, patrzącego z zastanowieniem na stertę zwisających kabli z ściany. Potem przez kilka następnych dni mijaliśmy go codziennie pod tymi samymi kablami w niezmienionej pozie.

Łazienka składała się z trzech pomieszczeń – w jednym małym był wyłącznie bidet, drugim średnim – cztery toalety, w pierwszym rząd umywalek z lustrami. Wszędzie śmierdziało chlorem. Zastanowiło mnie, gdzie znajdują się kabiny prysznicowe. Weszłam do toalety i stanęłam wryta. Zerknełam do drugiej, potem do trzeciej i czwartej. Wszędzie to samo – na toalecie nie było deski sedesowej! Jakby ktoś je specjalnie odkręcił.

Mińsk Białoruś

Sprawa wydała mi się na tyle dziwna i śmieszna, że udałam się do administratorki i zapytałam ją o powód odkręcenia desek. Odpowiedź, jaką usłyszałam zwaliła mnie z nóg: „Bo studenci sikali na nie”. Ok, ograniczenie młodzieńczych umysłów rozumiem, ale to sprzątaczka w takim razie powinna TO wyczyścić. To jej obowiązek, za który, mniej lub więcej jej płacą. Władze akademika poradziły sobie z problemem w inny sposób – odkręcając deski. „Jeśli chcesz, to damy wam deskę, żebyście mogli z niej korzystać, tylko jej nie zgubcie”. Przyszłam do pokoju z deską sedesową. Polskie arystokratki, których poślady przyzwyczajone są do komfortu będą teraz za każdą potrzebą dreptać do toalety z deską sedesową pod pachą przez całe piętro akademika. Stwierdziliśmy, że oszczędzimy sobie wstydu i będziemy jakoś sobie radzić (czytaj – załatwiać się „na Małysza”. Po powrocie z Białorusi moje uda były lepiej umięśnione niż u 90% polskich piłkarzy. 🙂 )

Jednak historia z toaletą, internetem i cały ten zawód ze standardem akademika spowodował, że coś we mnie pękło i zaczęłam płakać. Potem każda z nas miała taki okres w przeciągu tego miesiąca, gdy nie wytrzymywała i toczyła łzy. To z powodu tęsknoty za domem, to z powodu choroby, to po usłyszeniu kwoty stypendium, jaką mieliśmy dostać od uczelni. Tak, stypendium to była rzecz, która najbardziej zaskoczyła i dotknęła nas wszystkich. Przyjeżdżając do Mińska byliśmy przekonani, że przybywamy na podobnych zasadach, co Białorusini z wiosennej wymiany. Białoruscy studenci dostali od Akademii 700 zł na wydatki, karnet na obiady w uczelnianej stołówce, miejsce w wyremontowanych Akademikach.** My dostaliśmy od Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego na polskie przeliczając – 130 zł. Z czego 150 zł musieliśmy wydać na samym wstępie na badania lekarskie – wymagane u każdego obcokrajowca***. Nie chodzi tu o jakąkolwiek zawiść czy wyrachowanie z naszej strony. Nikt z nas nie nastawiał się na to, co nas spotkało, dlatego wyobraźcie sobie nasz zawód, trwogę osób, które zaciągnęły pożyczki na wyjazd na Białoruś w nadziei, że pospłacają zobowiązania z otrzymanego stypendium z Białoruskiego Uniwersytetu. Brak pieniędzy był powodem, dla którego połowa z nas wróciła wcześniej do Polski. Ja na szczęście wiedziałam, że zdołam spłacić pożyczone od siostry pieniądze ze stypendium, które otrzymywałam od Akademii, więc zdecydowałam się nie wrócić przed czasem. Zdawałam sobie sprawę, że jakkolwiek jest, taka wycieczka najprawdopodobniej już się nie powtórzy. Być może już nigdy nie zagoszczę w tym kraju, więc chciałam wykorzystać ten pobyt najbardziej jak się tylko da. Nie pożałowałam swojej decyzji, bo ostatnie 1,5 tygodnia było najlepszym okresem wymiany studenckiej. Razem z kolegą postanowiliśmy też nie wracać tradycyjną trasą Mińsk-Warszawa, a przejechać się pociągiem na Litwę do Wilna i stamtąd bezpośrednio autobusem do Gdańska. Wybór ten okazał się strzałem w dziesiątkę, o czym napiszę później. 😉

Ogarnęłam się ze szlochu wywołanym poczuciem beznadziejności sytuacji, w której się znaleźliśmy i dokończyłam rozpakowywać swoje rzeczy. W pokoju panował zaduch, więc postanowiłyśmy przewietrzyć go trochę. Okazało się jednak, że podobnie jak w pociągu, tutaj także nie ma klamek i całe okno jest szczelnie zamknięte. W dodatku nigdzie nie mogłyśmy doszukać się lodówki, dlatego znów udałyśmy się do administratorki z kilkoma pytaniami. Okazało się, że okna na zimę są plombowane i nie można ich otworzyć. Tak więc przez cały miesiąc kisiłyśmy się w trójkę w pokoju bez możliwości jego przewietrzenia. Czułyśmy wszystko – siebie, nasze buty, spożywane przez nas jedzenie. Gdy pewnego razu koleżanka otworzyła suszoną rybę w pokoju przez godzinę miałyśmy otwarte drzwi wejściowe. Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, jaki zapach posiada ta zakąska, ale wąchanie naszych butów było aromaterapią przy tej rybie.

Co tyczy się lodówki – owszem była, ale JEDNA NA CAŁY AKADEMIK i znajdowała się w pokoju administratorek akademika. Po tym jak koleżance zniknęła włożona do niej kiełbasa, postanowiłyśmy nie kupować jedzenia, które wymaga długiego przetrzymywania – jedynie drobne produkty, które kładłyśmy przy chłodnym oknie.

Zaopatrzyliśmy się tymczasowo w karty SIM białoruskiego operatora, żeby zamiast 9 zł za minutę połączenia do Polski płacić 1.6 zł. Udało nam się znaleźć też kafejkę internetową, więc mogliśmy się kontaktować z naszymi rodzinami.

Pierwszą sprawą, jaką musieliśmy załatwić na miejscu to zrobienie badań lekarskich. Na szczęście dzięki obecności naszej koleżanki Białorusinki i krótkiego terminu naszego pobytu zaoszczędzono nam wiele niekomfortowych badań (typu sprawdzenia głów czy nie przemyciliśmy w naszych włosach wesz). Skończyło się na wywiadzie ogólnym i rentgenie płuc. Spotkaliśmy potem naszą rodaczkę Malwinę, która na badania wydała 400 zł, ponieważ przyjechała na Białoruś na rok. Śmiała się, że przynajmniej wie, że jest całkowicie zdrowa, bo przebadali ją pod każdym możliwym kątem.

Mińsk – miasto bohater

Nasz pobyt rozpoczęliśmy od zapoznania się z miastem. Poszliśmy całą grupą wraz z naszą wykładowczynią na spacer. Architektura Mińska przyciąga oko. Budowle są monumentalne, ciężkie, surowe i klasyczne zarazem. Całe miasto w jednym stylu. Człowiek czuje się w tym wszystkim mały i nic nieznaczący wobec monumentalności ogółu.

Z racji niewielkiej do pokonania odległości zwiedzanie rozpoczęliśmy od „starówki”. Cudzysłów ten postawiłam, gdyż starówka Mińska nie jest aż taka stara. Budynki pochodzą z IX i X wieku, ponieważ Mińsk, obok Warszawy i Berlina, był po II Wojnie Światowej najbardziej zniszczonym miastem Europy. Mińsk odnowiono, ale już wg kanonu socjalistycznej urbanistyki.

Mińsk Białoruś
Oko przykuwały także obiekty sakralne ze złotymi zdobieniami – kościoły i cerkwie.

Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś
A oto Wyspa Łez wraz z pomnikiem upamiętniającym żołnierzy, którzy zginęli, walcząc w Afganistanie.

Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś
Jest i Puszkin!

Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś
Mińsk – miasto bohater

Mińsk Białoruś
Co jakiś czas mijaliśmy różnorodne symbole upamiętniające Wojnę Ojczyźnianą – pomniki, czołgi, tablice pamiątkowe.

Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś
Gdy spacerowaliśmy obok pałacu prezydenckiego, nasza wykładowczyni poinformowała nas, że fotografowanie pałacu prezydenckiego jest zabronione. Dlatego specjalnie strzelaliśmy masę fotek z ukrycia. 🙂

Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś
To postawiony przez Łukaszenkę Pałac Republiki na Placu Październikowym pełniący funkcję sali koncertowej i miejsca wszelkich konferencji. Tutaj właśnie Białorusini protestowali przeciwko sfałszowanym wyborom. Jak widać nawet przed okresem wyborczym organizowano protesty.

Mińsk Białoruś

Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś
Pierwszy raz spotkałam się ze stacjonarnym cyrkiem!

Mińsk Białoruś
Miejscem, które wywiera wrażenie, jest Plac Zwycięstwa. Plac jest gloryfikacją zwycięskiej Armii Radzieckiej.

Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś
Ulica Lenina

Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś

Metro mińskie składa się z dwóch przecinających się na środku linii. Jazda nim była dla mnie niesamowitym przeżyciem, gdyż jechałam metrem pierwszy raz w życiu. Do tej pory pamiętam jego charakterystyczny zapach.

Mińsk Białoruś  Mińsk Białoruś

Stacje metra są ciekawie zdobione, każda inna, ale utrzymane w tym samym dostojnym stylu.

Mińsk Białoruś

Mińsk to miasto wielkiej przestrzeni. W Polsce walczy się o każdy metr kwadratowy, dlatego budowa idzie wzwyż, a nie wszerz. W Mińsku wysokość ma taką samą wagę jak przestrzeń – to one sprawiają, że człowiek czuje się maleńkim wobec otaczającej go architektury.

Dla mnie rewelacyjnym pomysłem było stworzenie podziemnego centrum handlowego znajdującego się pod Placem Niepodległości. Budując trzy piętra w dół zaoszczędzono spory kawałek przestrzeni. W centrum miasta nie ma marketów, za to świetnie funkcjonują przyuliczne sklepiki. W Polsce najchętniej postawiono by dwie Biedronki obok siebie.

Mińsk Białoruś
Mińsk Białoruś
W oddali widać dworzec z którego przyjechaliśmy i przepięknie oświetlone Wrota Miasta – dwie wieżyczki stojące po różnych stronach ulic.

Mińsk Białoruś

To, co bardzo rzucało nam się w oczy, to ilość placów budowy i żurawi. Widać, że miasto intensywnie się rozwija. Dodatkowo Warszawę mogłaby zawstydzić czystość i porządek na na ulicach Mińska. Moim zdaniem miasto jest godne swojego miana stolicy.

Tacy sami a ściana między nami

Pamiętacie, jak jeszcze na początku XXI wieku można było kupić kasety ze skopiowanymi utworami znanych wykonawców? Białoruś ma dość pobłażliwe podejście do praw autorskich i bez żadnego problemu i sankcji ze strony państwa możemy kupić kopie płyt muzycznych, dvd, a nawet gier.

W tamtym okresie (przypominam, że od mojego wyjazdu na Białoruś minęło 5 lat) jedynym obcym kapitałem był wiecznie oblężony McDonalds. Białoruś dopiero otwiera się na zachodnie rynki, obecnie z relacji koleżanki wiem, że pojawiają się inne zagraniczne marki, nam Polakom znane od dawna. Białoruś prężnie współpracuje gospodarczo z Rosją i widać to chociażby po produktach na półkach sklepowych. W dodatku Białoruś stawia na nacjonalną produkcję. O tym, co białoruskie można dowiedzieć się z nazwy, ponieważ rodzime produkty często w swojej nazwie mają przedrostek biel-.

Pamiętam, że będąc już w Polsce i zdając relację moim przyjaciołom z pobytu na wymianie studenckiej odniosłam wrażenie, że większość postrzegała Białoruś jak zacofany kraj, w którym nie ma połowy dorobku cywilizacji XXI wieku. Trzeba było wyprowadzić ich z błędu – na Białorusi jest wszystko to, co u nas, natomiast ceny bywają tak wysokie, że nie każdy może sobie na wszystko pozwolić.

W zasadzie większość produktów jest droższa niż w Polsce. Oczywiście biorę poprawkę na to, że znajdowałam się w stolicy, mimo wszystko jestem przekonana, że w naszej Warszawie wiele rzeczy kupię taniej. Szczególnie zaskoczyły mnie ceny żywności – przede wszystkim jednak wędlin i sera. Za to naprzywoziłam z Białorusi pełno książek. Książka na średniej jakości papierze kosztuje w przeliczeniu na PLN 20 zł – czyli połowa ceny książki kupowanej w Polsce.

Gdy pakowałam się na wyjazd na Białoruś, wrzuciłam do walizki grube i niekoniecznie atrakcyjne wizualnie ciuchy – głównie długie, ciepłe swetry, które zdały egzamin, gdy temperatura na początku grudnia spadła do -20 stopni. Białorusinki, które przyjechały do nas na wymianę były ubrane skromnie i młodzieżowo, więc stwierdzałam, że nie ma sensu brać co lepszych ciuchów. Spodziewałam się więcej kobiet ubranych w stylu Faszyn from Raszyn. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, gdy co jakiś czas na ulicach Mińska mijała nas śliczna, zgrabna, ubrana jak modelka z Armaniego, na szpilkach i w mini-spódniczce (przy -20 stopniach!). Nie mogłam zrozumieć, jakim cudem przy horrendalnych cenach odzieży (ok 40 zł za rajstopy można zostawić w Mińsku) i niewysokich zarobkach obywateli tyle dziewczyn jest w stanie zapewnić sobie takie ciuchy! Ten fenomen wytłumaczyły nam koleżanki a także wykładowcy uniwersytetu. Te dziewczyny wolą ubrać się niż solidnie zjeść! Głodzą się, a za oszczędzone pieniądze kupują ciuchy i kosmetyki. Jest to taka „inwestycja w siebie”, aby złowić przystojnego i przede wszystkim bogatego mężczyznę****.

Więzi

Jest coś, czego Białorusinom niesamowicie zazdroszczę. To siła więzi rodzinnych i przyjaźni oraz bezinteresowna chęć niesienia pomocy innym. Nie widzę w nas, Polakach, takiej autentyczności i szczerej chęci pojednania z drugim człowiekiem. Zazdroszczę więc Białorusinom relacji rodzinnych w których rodzic jest autorytetem, a nie tak jak w zachodnim modelu rodziny – partnerem lub kolegą, którego można przecież zignorować, a nawet obrazić.

Byłam zaskoczona i także lekko zawstydzona, gdy otrzymaliśmy od mamy koleżanki kosz z jedzeniem, bo wiadomość o naszym niskim stypendium zbulwersowała ją tak, że postanowiła nam jakoś pomóc. Zaskoczył mnie też bunt białoruskich studentów, gdy wykładowca nie chciał wziąć Polaków na wycieczkę autokarową do Grodna. I nigdy nie zapomnę tej białoruskiej gościnności, której pierwszy raz doświadczyłam na imprezie powitalnej zorganizowanej specjalnie dla nas przez naszych białoruskich kolegów. Często wracam myślami do tej imprezy, gdyż był to jeden z najradośniejszych dni naszego pobytu. Był śmiech, wymiana spostrzeżeń i informacji o naszych krajach i świetna muzyka. Nigdy nie słyszałam piękniejszego wykonania „Kolorowych jarmarków” niż to zaśpiewane i zagrane na gitarze przez Irę.

I  trzeba wytłumaczyć tutaj pewne zakłamanie w kwestii wysokiej tolerancji spożycia alkoholu u naszych wschodnich sąsiadów. Mimo, że na początku imprezy przeraziła mnie dwulitrowa butla piwa na stole, to okazało się, że Białorusini wcale nie piją dużo. Urządziliśmy konkurs, w której Białorusin przegrał z naszą koleżanką w piciu wódki szklankami. 🙂

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ


ZAPISKI NA MARGINESIE

* Trzeba tutaj zaznaczyć, że sytuacja wygląda podobnie po drugiej stronie – gdy Białorusini wybierają się do Polski, jednak Białorusinom przedostanie się za granice dodatkowo utrudniają liczne opłaty, które należy uregulować przed otrzymaniem wizy. Więcej na ten temat pisałam w poście Zaproszenie dla cudzoziemca.

** To takie typowe dla naszego kraju. Innym wszystko, a dla swoich nic. Obecnie polskich studentów usuwa się z akademików, aby zrobić miejsce studentom z zagranicy przyjeżdżających na wymianę. Sami z T. doświadczyliśmy tego na własnej skórze trzy lata temu, gdy wyrzucili nas z akademika WSG w Bydgoszczy, aby zrobić miejsce przyjeżdżającym Ukraińcom.

*** Powodem tak szczegółowych badań jest przeogromna ilość Chińczyków, którzy bardzo często przewożą ze swojego kraju różne choroby. Na ulicach Mińska widywałam prawie tyle Chińczyków co Białorusinów. W Chinach, jeżeli student pisze pracę magisterską ze slawistyki, wymaga się, aby badania nad nią przebiegały w słowiańskim kraju. A że Białoruś jest bardzo zadłużona u Chin, poczuwa zobowiązanie do przyjmowania chińskich studentów.

**** Z opowieści przyjaciółki z Mińska wiem, że sporo się pod tym kątem zmieniło w przeciągu tych 5 lat – ceny zaczęły spadać, wskutek pojawienia się zagranicznych sklepów sieciowych z odzieżą, które oferują liczne promocje. Koleżance jednak wciąż bardziej opłaca się kupować ciuchy w Polsce lub na Litwie.

Zdjęcia we wpisie są nie tylko mojego autorstwa. Część z nich pochodzi od moich koleżanek ze studiów.

Jeśli uważasz ten artykuł za przydatny, podziel się nim z innymi.
Pozostań też z nami w kontakcie:
– Polub nasz fanpage na Facebooku, a będziesz na bieżąco z najnowszymi artykułami i ciekawostkami z naszych podróży
– Śledź nas na Instagramie. Znajdziesz tam ciekawe rękodzieła, wartościowe książki i relacje z miejsc, w których bywamy

Reklama